Nowy przedmiot „edukacja zdrowotna”, który w roku szkolnym 2025/2026 zajął miejsce wychowania do życia w rodzinie, miał być ważnym krokiem ku poprawie świadomości zdrowotnej młodych ludzi.Jednak już w pierwszych tygodniach funkcjonowania wywołał ogromne kontrowersje. W wielu miastach i regionach uczniowie — lub ich rodzice — masowo składali rezygnacje z udziału w zajęciach. W niektórych szkołach ponadpodstawowych liczba wypisanych przekroczyła 90 procent.
- Dlaczego uczniowie i rodzice rezygnują z edukacji zdrowotnej?
- Nowy przedmiot z wielkimi ambicjami
- Brak zaufania do systemu edukacji.
- Co dalej z edukacją zdrowotną?
Już pierwsze dni po zakończeniu okresu wypisów pokazały skalę problemu. W samym województwie lubelskim z 105 tysięcy uczniów uprawnionych do udziału w edukacji zdrowotnej aż 73 procent złożyło pisemne rezygnacje. Szczególnie wysoki odsetek wypisów odnotowano w szkołach ponadpodstawowych — w liceach, technikach i szkołach branżowych liczby przekraczały 85 procent, a w niektórych przypadkach sięgały niemal 90 procent. Podobne tendencje zaobserwowano w Małopolsce i na Mazowszu. W Krakowie rezygnację zadeklarowało około 67 procent wszystkich uczniów szkół publicznych. W Tarnobrzegu ten wskaźnik przekroczył 81 procent, a w siedleckich szkołach średnich wyniósł aż 88 procent. Z kolei w małych miejscowościach, takich jak Janów Lubelski czy Siedlce, liczba rezygnujących uczniów była równie wysoka, a w szkołach średnich często niemal wszyscy uczniowie zrezygnowali z nowego przedmiotu.
Dlaczego uczniowie i rodzice rezygnują z edukacji zdrowotnej?
Choć oficjalnie przedmiot miał służyć wzmocnieniu wiedzy o zdrowiu, dobrym samopoczuciu, relacjach i profilaktyce, rzeczywistość pokazała coś zupełnie innego. Wielu uczniów i ich opiekunów potraktowało edukację zdrowotną jako niepotrzebne obciążenie, a nawet jako potencjalne źródło kontrowersji. Jednym z głównych powodów rezygnacji były kwestie organizacyjne. W wielu szkołach zajęcia planowano na mało dogodnych godzinach — bardzo wcześnie rano lub jako ostatnie lekcje w tygodniu. Dla uczniów oznaczało to konieczność dodatkowych dojazdów lub wydłużenie czasu spędzanego w szkole. W przypadku licealistów, którzy często mają napięty plan dnia, każda dodatkowa godzina potrafi wywołać zniechęcenie.
Kolejną istotną barierą okazał się brak odpowiednio przygotowanej kadry. Część szkół miała trudności z wyznaczeniem nauczycieli, którzy posiadaliby zarówno wiedzę merytoryczną, jak i kompetencje do prowadzenia zajęć z zakresu zdrowia psychicznego, seksualności, czy komunikacji interpersonalnej. W wielu przypadkach zajęcia miałyby prowadzić nauczycielki biologii, pielęgniarki szkolne lub pedagodzy — często bez wystarczającego przygotowania do pracy z tak wrażliwą tematyką. To rodziło wątpliwości zarówno po stronie uczniów, jak i ich rodziców.
Nie bez znaczenia były również obawy ideologiczne. W mediach społecznościowych i niektórych środowiskach konserwatywnych zaczęto szerzyć narrację, że edukacja zdrowotna może być próbą przemycania treści światopoglądowych — zwłaszcza dotyczących seksualności, tożsamości płciowej czy nowoczesnych modeli rodziny. Choć resort edukacji zapewniał, że program ma charakter naukowy i neutralny, wiele osób nie miało zaufania do tych deklaracji. Brak szeroko zakrojonych konsultacji społecznych, niejasne informacje na temat treści programu oraz krótki czas na podjęcie decyzji — to wszystko wzmocniło poczucie niepewności. Rodzice, nie chcąc ryzykować, często wybierali najprostsze rozwiązanie: podpisywali deklarację rezygnacji.
Nowy przedmiot z wielkimi ambicjami
Tymczasem idea edukacji zdrowotnej — jako samodzielnego przedmiotu — miała duży potencjał. Jej wprowadzenie było odpowiedzią na wieloletnie postulaty ekspertów z dziedziny zdrowia publicznego, którzy wskazywali na potrzebę wzmocnienia kompetencji młodych ludzi w zakresie higieny psychicznej, radzenia sobie ze stresem, budowania relacji, rozpoznawania własnych emocji czy bezpiecznego korzystania z technologii. W założeniu edukacja zdrowotna miała też wypełnić luki pozostawione przez wychowanie do życia w rodzinie, które przez lata było krytykowane za zbyt wąski zakres tematyczny i ideologiczne podejście.
Nowy przedmiot miał integrować różne aspekty zdrowia — od profilaktyki uzależnień i edukacji seksualnej, przez psychologię rozwoju i relacje społeczne, aż po kwestie zdrowia fizycznego, snu, odżywiania i aktywności fizycznej. Dodatkowo program przewidywał tematy z zakresu bezpieczeństwa cyfrowego, zdrowia środowiskowego czy ochrony zdrowia psychicznego. Wszystko to miało przyczynić się do wychowania młodych ludzi w duchu świadomego i odpowiedzialnego podejścia do życia.
Brak zaufania do systemu edukacji.
Masowa rezygnacja z edukacji zdrowotnej to nie tylko problem techniczny czy chwilowe zamieszanie organizacyjne. To wyraźny sygnał głębszego kryzysu — braku zaufania rodziców i uczniów do systemu edukacji, braku otwartej komunikacji ze strony władz oświatowych oraz nieumiejętności wprowadzenia zmian w sposób partycypacyjny. Zabrakło czasu, rzetelnych materiałów informacyjnych, spotkań z rodzicami i nauczycielami oraz jasnych odpowiedzi na pytania i obawy. Rodzice, którzy stanęli przed wyborem „w ciemno” — zostawić dziecko na zajęciach czy zrezygnować — w większości zdecydowali się na to drugie.
Problemem pozostaje też brak możliwości odwrócenia decyzji. W świetle przepisów, rezygnacja z edukacji zdrowotnej obowiązuje przez cały rok szkolny i nie można jej cofnąć. Oznacza to, iż nawet jeśli uczeń lub rodzic zmieni zdanie — na przykład po zapoznaniu się z rzeczywistym programem — powrót na zajęcia będzie niemożliwy do końca roku. To kolejna bariera, która w dłuższej perspektywie może pogłębiać problem wykluczenia z ważnych treści edukacyjnych.
Co dalej z edukacją zdrowotną?
Choć pierwszy rok funkcjonowania edukacji zdrowotnej rozpoczął się od fali rezygnacji, nie oznacza to jeszcze całkowitej porażki projektu. Wręcz przeciwnie — może to być impuls do przemyślenia formy i sposobu wprowadzania tego typu zmian. Ministerstwo Edukacji, samorządy oraz dyrektorzy szkół powinni w najbliższych miesiącach przeanalizować, dlaczego społeczne przyjęcie przedmiotu było tak negatywne. Być może potrzebna jest korekta w programie, większa elastyczność w zakresie prowadzenia zajęć, a przede wszystkim — realna, a nie pozorna rozmowa z rodzicami i uczniami.
Nie wystarczy zmienić nazwy i dodać nowych treści. Trzeba zbudować zaufanie, pokazać realną wartość edukacji zdrowotnej i umożliwić rodzicom zapoznanie się z tym, czego ich dzieci mają się uczyć. Tylko wtedy możliwe będzie przywrócenie zainteresowania przedmiotem, który — w teorii — ma ogromny potencjał cywilizacyjny.